Nieoczywiste powody depresji – cz. 1

9 stycznia 2023

Autor: Marta Komorowska

Spośród wielu możliwych przyczyn powstawania depresji – kilka z nich wynika ze specyfiki naszych czasów. Rdzeń słowa depresja oznacza przyciśniecie, obniżenie, przygniecenie. Cierpieć na depresję to doświadczać siebie jakby poniżej pewnego poziomu energii życiowej, siły i witalności. Człowiek w depresji czuje się przygnieciony, zmiażdżony swoją niemocą. Depresja to jakby zejście w obszary pozbawione nurtu życia, nieuczestniczenie w nim, usunięcie się na bok, schowanie w dole pod powierzchnią płynącego życia. Osoba w depresji wycofuje się z kontaktu z ludźmi, izoluje się od nich i izoluje się od siebie. Nie ma siły na interakcje, które wymagają przecież zaangażowania i wyczerpują nasze zasoby. Nie ma też siły, by przyjrzeć się sobie, ujawniać swoje emocje czy potrzeby i o nie zadbać. Brak połączenia z nurtem życia w depresji wyraża się także w przygaszeniu odczuwania przyjemnych emocji. Jeżeli nasza codzienność traci swój smak i barwę to nie wydaje się już tak atrakcyjna i przyciągająca jak kiedyś.  Nie dziwi więc to, że człowiek depresyjny rezygnuje z wielu aktywności, które go już nie cieszą. Nie uczestnicząc jednak w życiu z powodu braku siły i radości, całkowicie pozbawia się dostępu do tych stanów, co jeszcze bardziej nasila cierpienie. Przygnieciony własnym cierpieniem, człowiek popada w jakąś ciemność i doświadcza wielkiego zwątpienia w siebie, w świat i w przyszłość. To doświadczenie może prowadzić do uczucia pustki wewnętrznej i braku sensu życia. Choć może ktoś jeszcze na początku podejmował pewną walkę i wysiłek woli, tak teraz nie jest już do tego zdolny. W ten sposób dopełnia się obraz depresyjnego osłabienia naszej woli życia, naszego ducha.

W jaki sposób współczesny świat miałby bardziej sprzyjać pozbawianiu nas sił niż może sto lat temu?   Przemawia za tym kilka przyczyn powstawania depresji.

Depresja z powodu unikania cierpienia

Jedną z trudniejszych rzeczy, którą przychodzi nam zaakceptować jest cierpienie, zwłaszcza to niezawinione i niezrozumiałe. W nieco lżejszym wydaniu trudno nam pogodzić się także z niepowodzeniem i porażką.  We współczesnym świecie wszystko wydaje się łatwe, szybkie i możliwe do osiągnięcia, jeśli tylko się chce. Liczy się sukces, posiadanie oraz nieograniczona wolność, wolność wygodna i łatwa, wolność od zobowiązań i od uciążliwości. Przekaz współczesności jest taki, że życie ma być piękne i przyjemne. Nie ma w nim miejsca na zwyczajność, szarość czy nudę. Liczy się indywidualizm, coś co nas wyróżni spośród innych, liczy się też sukces i osiągniecia. Moje potrzeby i mój komfort stają się miarą moich decyzji. Jeśli coś nie daje mi satysfakcji, to po prostu przestaję to robić, odcinam więc relacje które są dla mnie zbyt trudne, zbyt „toksyczne”  bo nie chcę marnować sobie życia. Wykreślam ze swojego  życia wszystko co nudne, szare, mozolne, zwyczajne, upokarzające. Nie mam zgody na te niechciane doświadczenia. Niestety to wszystko prowadzi właśnie do odrzucenia tej drugiej rzeczywistości naszego życia, jaką jest ciemność, cierpienie, cień. Ten brak akceptacji powoduje jednak, że mocniej odczuwamy frustrację z powodu niepowodzeń. Nie mamy przecież wpływu na wszystkie okoliczności naszego życia. Im bardziej odrzucamy bolesną część naszej rzeczywistości, tym boleśniej odczuwamy zetkniecie się z nią. W zetknięciu tym możemy odczuwać panikę, myśląc, że skoro doświadczamy czegoś niechcianego to jest z nami coś nie tak, odbiegamy od jakiegoś idealnego wzorca.  Dotykamy czegoś trudnego, boimy się tego doświadczenia, że nas przerośnie, pochłonie, zatraci.

Dużym problemem współczesnego człowieka generującym cierpienie psychiczne jest właśnie unikanie tego cierpienia, a ściślej unikanie nieprzyjemnych stanów wewnętrznych. Nie chcę odczuwać nieprzyjemnych uczuć, uciekam przed smutkiem, poczuciem winy, wstydem, niepokojem, bólem. Wypierając te emocje i uciekając przed tym co nieprzyjemne, co wiąże się ze stratą – uciekam tak naprawdę przed sobą. Nie przyjmuję do wiadomości że cierpienie to część mnie, smutek to część mnie. Odrzucam więc tę część siebie, która wiąże się z dyskomfortem. Nie robię dla niej miejsca w swoim życiu. W jakimś sensie zamrażam się wewnętrznie. Boję się swoich łez i chcę pokazać, że panuję nad emocjami, dlatego tłumię łzy. Chcę być silny, dlatego nie mówię o swoim lęku. Chcę wyglądać na szczęśliwego, dlatego nie przyznaję się do swojego smutku. Nie konfrontuję się ze swoimi uczuciami i nie daję sobie szansy na zaopiekowanie się nimi i zadbanie o siebie. W zamian za to uciekam w nadaktywizm (praca? ) lub znieczulam się jakimiś środkami (MDMA?)  lub czynnościami (Internet?) aby nie czuć tego, czego się boję. Nie wchodząc w swoje cierpienie, nie wchodzę w nurt życia, pozbawiam się czegoś istotnego, żyję w jakiejś iluzji, ułudzie i rozpadam się na kawałki wtedy, gdy życie miażdży tę iluzję.

Współczesność sprzyja powstawaniu w nas nierealistycznych oczekiwań co do tego, że nasze życie będzie łatwe i przyjemne, że będziemy w stanie osiągnąć wszystko co sobie zamierzyliśmy, że jesteśmy silni, samodzielni. Im większe nierealistyczne oczekiwania na temat życia pielęgnujemy w sobie, tym bardziej jesteśmy narażeni na depresję. Młoda kobieta pragnie być idealną mamą i wyrobi w sobie przekonanie, że będzie nią wtedy, gdy w ogóle nie podniesie głosu na swoje dziecko i nie będzie okazywała mu złości. Jakże bardzo cierpi, kiedy nie udaje mu się tego zrobić. Ktoś inny popada w depresję, ponieważ odnosił sukcesy w swojej pracy i w niej upatrywał sensu życia, lokował swoje poczucie wartości, a okoliczności życiowe sprawiły, że podupadł na zdrowiu i nie może już angażować się w pracę tak jakby chciał. Ktoś inny jeszcze zapada się, bo oczekiwał, że zawsze będzie piękny i młody i nie może pogodzić się z tym, że ciało się starzeje lub że przychodzi jakaś choroba. Młody ksiądz choruje na depresję, bo chciał zawsze być dla wszystkich dostępny i pomocny, brał na siebie dużo pracy oczekując, że Bóg da mu dużo siły i mocną wiarę, a tymczasem zaczyna odczuwać wątpliwości w wierze i wyczerpanie, których nie akceptuje i które nim wstrząsają i wprowadzają w stan depresji. Ktoś inny jeszcze jest głęboko nieszczęśliwy, ponieważ kurczowo trzyma się myśli, że będzie szczęśliwy tylko z tą jedyną osobą, która go właśnie odrzuciła, tylko z nią – wydaje mu się – jego życie będzie spełnione. Zdaje się być owładnięty tą myślą i bardzo cierpi z powodu tej straty, wszystko inne traci sens, przychodzi depresja.

Wskutek braku akceptacji dla życiowych trudności, niepowodzeń, smutków i szarej codzienności stajemy się niezwykle wrażliwi na niszczącą siłę tych doświadczeń.  Odrzucając je, odrzucamy część życia, zaczynamy wewnętrznie umierać. Jeżeli nie będziemy umieli przeżywać smutku czy złości, nie będziemy też z czasem umieli doświadczać radości.

Kategorie tego wpisu


Emocje Zdrowie psychiczne

Podobne wpisy na blogu