Pierwsze kroki w przedszkolu – trudne emocje

16 maja 2018

Autor: Marta Komorowska

Wszystkim zatroskanym o swoje pociechy rodzicom warto przypomnieć, że podstawą dobrego startu w przedszkolu jest bliska więź z rodzicem. Pomaga ona uporać się dziecku z nowym wyzwaniem jakim jest przejście z bezpiecznego domu rodzinnego pod skrzydła przedszkola.

Rodzice mają naturalną zdolność do tworzenia bliskiej relacji ze swoimi dziećmi.  Budują w dziecku poczucie bezpieczeństwa, gdy:

  1. Nie szczędzą mu kontaktu fizycznego – uścisków, buziaków, głaskania po głowie, „przepychania”, łaskotania itp.
  2. Szanują dziecko, mówią do niego spokojnie (unikają podnoszenia głosu), nie biją, nie krytykują, nie przezywają.
  3. Słuchają z uwagą i zainteresowaniem, np. siadając obok dziecka i aktywie uczestniczą w rozmowie z nim.
  4. Pozwalają dziecku na płacz, złość, smutek czy inne trudne emocje, bo wyrażanie emocji jest dziecku potrzebne do prawidłowego rozwoju.
  5. Są tolerancyjni – rozumieją, że dziecko może mieć różne nastroje, a także swoje własne potrzeby i preferencje.
  6. Kierują się jasnymi dla dziecka zasadami, mówią dziecku, co jest złe, a co dobre.
  7. Przyznają się przed dzieckiem do swoich własnych słabości, czy błędów, potrafią przeprosić.

Gdy przychodzą najtrudniejsze chwile i wydaje się, że dziecko wystawia naszą cierpliwość  na próbę, pomocne może być trzymanie się w myślach, tej oczywistości, że naszemu dziecku najbardziej na świecie zależy na naszej miłości, chce mieć z nami dobrą relację, pragnie nas naśladować i z nami współpracować, zawsze chce dobrze (nie manipuluje, nie robi nam na złość, nie chce nami rządzić) i dopiero uczy się kontrolować swoje emocje.

W ciągu tylko jednego dnia dziecko doświadcza całej palety uczuć. Doznania te są często bardzo intensywne, o czym przekonuje się każdy, kto akurat przebywa w otoczeniu targanego przez emocje dziecka. Niejednokrotnie ku zdumieniu rodziców dzieci  potrafią w kilka sekund przejść od śmiechu do płaczu bądź odwrotnie. Sposób doświadczania emocji w tak młodym wieku wynika przede wszystkim z niedojrzałości struktur mózgowych, odpowiedzialnych za ich kontrolę. Kora przedczołowa, która ma duży udział  w regulowaniu  zachowań emocjonalnych potrzebuje czasu, żeby się w pełni wykształcić.

Emocje nie są kwestią wyboru, nie są efektem złej lub dobrej woli dziecka. Emocje do dziecka przychodzą, czasami zalewają je tak bardzo, że ono samo nie rozumie co się z nim dzieje. Wtedy potrzebny jest dorosły, który jest obok i spokojnie opisuje dziecku co się z nim dzieje. Przeżywanie płaczu czy smutku przy rozstaniu z rodzicem lub przy dzieleniu się zabawką nie jest efektem decyzji dziecka. Płonne są nasze nadzieje, że dziecko spełni obietnicę bycia przez cały dzień spokojnym lub „grzecznym” (cokolwiek miałoby to znaczyć). Czyż ktokolwiek z nas jest w stanie zaplanować sobie, że nie będzie odczuwał dzisiaj złości?  Dlaczego więc wymagamy tego od małego dziecka, dla którego odczuwanie emocji jest w dużej mierze jednoznaczne z jej okazywaniem? Dziecko potrzebuje czasu, aby nauczyć się kontrolować swoje emocje. W pierwszej kolejności uczy sie tego od rodziców. Można się o tym, niekiedy boleśnie przekonać, rozpoznając w zachowaniu dziecka siebie i swój (lepszy lub gorszy, choć częściej gorszy) sposób reagowania.

Emocje nie są złe lub dobre, są po prostu przyjemne bądź nieprzyjemne. Wynikają z naszych potrzeb i oczekiwań. Jeżeli nasze potrzeby są zaspokojone, to odczuwamy spokój, radość, nadzieję itp., jeżeli nie – odczuwamy złość, smutek i inne. Wiele zyskuje marudzące, jęczące dziecko, którego rodzic pyta się siebie (i dziecka) – czego moje dziecko może w tym momencie najbardziej potrzebować?

Niezależnie jednak od tego, jaka jest przyczyna przeżywania danej emocji, istnieje coś co zawsze pomaga w radzeniu sobie z nimi. Mianowicie, pełna akceptacji, wyrozumiałości i szacunku postawa rodzica dla wszystkiego co przeżywa dziecko i dla sposobu w jaki to okazuje. Oznacza to, że celem nie powinno być jak najszybsze uciszenie dziecka, ale towarzyszenie dziecku, bycie przy nim kiedy odczuwa np. złość czy lęk. Tylko w towarzystwie innych osób, dziecko uczy się radzić sobie ze swoimi uczuciami. Dlaczego więc odsyłamy histeryzujące dziecko do swojego pokoju, właśnie w momencie kiedy ono najbardziej potrzebuje naszej, czasem milczącej obecności? Takiej, w której wyraża się akceptacja i ukryty jest komunikat: nawet jeśli odczuwasz furię, ja nadal cię kocham/nie ma nic złego w odczuwaniu złości.  Nie oznacza to oczywiście, że musimy się godzić na każde zachowanie dziecka pod wpływem złości, czy innej emocji, chodzi raczej o miłość bezwarunkową, akceptację okazywaną dziecku bez względu na to, jak się zachowuje.

Istnieją takie sposoby pocieszania zrozpaczonego dziecka, które nie służą budowaniu ani bliskiej więzi, ani samokontroli. Zawstydzanie dziecka z powodu tego, że płacze („taki duży a płacze”) lub lekceważenie odczuć dziecka („przecież nic się nie stało”)  albo straszenie („jak się natychmiast nie uspokoisz, to…”) lub dawanie limitu czasu („liczę do trzech i masz się uspokoić”) – uczą nie tyle radzenia sobie z emocjami ale zaprzeczania im. Wywołują u dziecka wewnętrzny konflikt – bo przecież czuje co innego niż według dorosłego powinno czuć. Budzi to zwątpienie w siebie samego i wreszcie nie daje dziecku wsparcia. Na dłuższą metę takie praktyki służą utracie wrażliwości i zdolności empatii. Dużo więcej korzyści przynosi dziecku, gdy rodzice opisują to, co się z dzieckiem dzieje („Widzę że jest u ciebie smutek, bo wołałbyś zostać w domu niż wchodzić do przedszkola. Czy tak?”).

Być może ktoś z czytających odniesie korzyść z tego, jeśli wyjaśnię – niewypowiadanie uczuć na głos, nie oznacza, że ich nie ma. Jeśli powiem mojemu dziecku, że widzę, że się boi, – pomogę mu nazwać to, co się z nim dzieje, zapewnię o swoim zrozumieniu, dam mu poczucie bycia akceptowanym. W ten sposób przyczynię się do tego, że jego napięcie psychofizyczne się obniży. Wymaga to więcej czasu liczonego w minutach niż milczenie i np. wprowadzenie rozwiązania siłowego. Jednak korzyści są większe. Dziecko, które jest w swojej złości akceptowane, którego rodzice starają się nazywać uczucia dziecka i stojące za nimi potrzeby ma szansę złościć się mniej, jego złość trwa krócej. Dzięki temu kształtuje się prawdziwa samokontrola.

Kiedy rodzice najlepiej jak potrafią starają się zrozumieć jakie potrzeby kryją się za konkretnym zachowaniem dziecka; akceptują fakt, że dziecko może powiedzieć nie i wspierają je w przeżywaniu uczuć, wtedy częstość tzw. „złych/ niepożądanych„ zachowań tajemniczo zmniejsza się.

Można się ze mną skontaktować pisząc na adres Marta.Komorowska1@gmail.com

 

Kategorie tego wpisu


Dzieci Porady

Podobne wpisy na blogu