Wypalenie zawodowe a sens życia

16 października 2018

Autor: Marta Komorowska

Wypalenie zawodowe związane jest z kryzysem w poczuciu sensu życia. Odzwierciedla wewnętrzne rozdarcie między naszymi wyobrażeniami o życiu, a tym jak ono naprawdę wygląda. Wypaleni, bardzo odczuwamy, że nam się nie chce, już nam się nie chce tak jak kiedyś. Wygasł entuzjazm do pracy. W wyniku wielu lat gonitwy, ciągłego załatwienia wielu spraw na raz, zderzania się z murem biurokracji, bezdusznego systemu, zaspokajania potrzeb naszych podopiecznych, klientów, pacjentów, poświęcania im całkowitej uwagi, wytrzymywania i znoszenia ich agresji, frustracji czy cierpienia sami możemy doznać uczucia pustki. Tak jakby źródło z którego czerpaliśmy wyschło, a to co robimy straciło kolory. Jest to bolesny stan, który karze nam innych i swoją pracę traktować jak zło konieczne, bez zaangażowania, chłodno i z dystansem. Możemy w zdumieniu odkryć, że już nie wzruszają nas te sprawy czy problemy innych, które poruszały nas na początku pracy zawodowej. Ludzie stali się jakby bardziej obojętni, może nawet nasi klienci przeszkadzają nam w pracy, pacjenci utrudniają terapię, uczniowie przeszkadzają w nauczaniu, wierni utrudniają głoszenie Słowa..

To naturalne, że w jakimś stopniu wypalamy się, z wiekiem tracimy przecież siły i przewartościowujemy sobie życie. Jednak współcześnie wypalenie przychodzi chyba zbyt szybko. Może nie dziwiłby nas wypalony 80latek, ale wypalony 35latek, którego kariera powinna rozkwitać, raczej tak.

Wypalenie z pewnością świadczy o początkowej wielkiej miłości do tego czym się zajmujemy. Wypalają się tylko wielcy entuzjaści. Każdy kto daje całego siebie w pracy z pewnością będzie miewał momenty utraty energii do działania, jednak problem wypalenia jest głębszy, bo dotyczy całej naszej istoty. Czy można wypalić się tylko zawodowo a w innych sferach pozostać entuzjastą? Człowiek jest całością, sfera fizyczna, psychiczna i duchowa wzajemnie na siebie oddziaływują. To co dzieje się w jednej z tych sfer, przekłada się też na inne. Obecnie patrzy się na zjawisko wypalenia nieco szerzej niż w latach siedemdziesiątych, kiedy odkryto, że długotrwały stres w pracy prowadzi do wypalenia.  Teraz  mówi się już o wypaleniu życiowym, a nawet duchowym. Jako społeczeństwo dojrzewamy powoli do tego, żeby zrozumieć jak bardzo niezaspokojone pragnienia z dzieciństwa, zwłaszcza potrzeba miłości i akceptacji wpływają na dalsze nasze życie. Całe lata możemy pracować w pocie czoła, tylko po to, żeby udowodnić sobie lub komuś że jesteśmy warci zauważania, akceptacji czy miłości. Własną wartość wiążemy z tym co robimy lub nawet z tym co posiadamy. Może usiłujemy ze wszystkich sił być idealnymi kierownikami, rodzicami, nauczycielami, księżmi, lekarzami. Bez litości dla siebie samych karcimy się za błędy i potknięcia. Nie chcemy słabości, ani niepowodzeń, dążymy do efektywności za wszelką cenę, może za cenę kontaktu z własnymi potrzebami i emocjami, marzeniami których nie spełnimy, bo nawet nie mamy czasu sobie o nich przypomnieć. Jest w nas wielki głód bliskości z drugim człowiekiem, a także głód Sensu. W antropologii chrześcijańskiej jest to głód Boga, z innej perspektywy jest to duchowy głód, wyrażający się w pragnieniu umieszczenie swojego życia w jakiejś większej od nas Rzeczywistości. Pędząc przez życie łatwo zatracić się w tym, co robimy i zredukować sens swojego życia tylko do określonej roli jaką pełnimy, do określonej pracy którą się zajmujemy. Jednak jesteśmy czymś więcej niż tylko ojcem, matką, pracownikiem. Jestem czymś więcej niż myśli, które mam na swój własny temat i czymś więcej niż uczucia, które przeżywam.

Dwie rzeczy mogą dobrze chronić przed zbyt wczesnym wypaleniem się. Są to: Pozostawanie w łączności ze swoimi potrzebami, emocjami oraz przekonanie, że wszystko co robię i co mi się przytrafia ma jakiś głębszy sens. Kiedy dopuszczam do siebie wszystkie moje pragnienia, potrzeby i emocje, nie uciekam przed nimi, nie próbuję zagłuszyć ich pracą, jedzeniem, oglądaniem telewizji, treningiem na siłowni – to pozostaję w kontakcie z samym sobą, pozostaję żywy i autentyczny. Nie muszę całej swojej energii wkładać w udawanie, że jestem kimś lepszym, innym niż jestem naprawdę. Jeśli staram się pielęgnować w sobie poczucie, że moje życie nie jest przypadkiem, wtedy to co mam w sobie najcenniejszego mogę wykorzystać na rzecz czegoś większego, na rzecz wartości poza moim „ja”.

Źródła, którymi się inspirowałam:

Seligman „Pełnia życia”; Konferencje ks. K. Grzywocz

Kategorie tego wpisu


Porady

Podobne wpisy na blogu